W trakcie zmagań z tematyką smart home ukułem na własny użytek powiedzenie z tym związane: „Nie pokazuj mi smart urządzeń, jakie posiadasz, lecz pokaż mi sceny i automatyzacje, jakie poczyniłeś, na nich bazując”. Wtedy powiem Ci, na jakim poziomie smart dojrzałości jesteś. Dla mnie zdecydowanie nie same urządzenia, a automatyzacje są tym, czym można się ekscytować.

Często dyskutując z innymi osobami o rozwiązaniach przeznaczonych do inteligentnego domu, widzę, że rozmowa sprowadza się do opisu zakupionych urządzeń.  Opowiada się wtedy, jaka ta kamera jest inteligentna, bo rozpoznaje twarze domowników, a ta żarówka niesamowita, bo potrafi się mienić tysiącem barw. W początkowej fazie budowy smart domu napakowujemy mieszkania dziesiątkami gadżetów, których zastosowanie sprowadza się do tego, że zwykły ścienny kontakt zastępujemy bezprzewodowym, a zwykłą białą żarówkę LED taką, którą można przyciemnić, wielokolorową.

Tak samo zakup i instalacja w domu klimatyzatora nie czyni z niego smart home’u. Nawet jeśli będziesz go mógł zdalnie włączać spoza domu. Dopiero gdy się wejdzie na wyższy poziom wtajemniczenia, czyli zacznie się tworzyć sensowne automatyzacje i sceny, wtedy dom będzie można nazwać bardziej lub mniej inteligentnym. Wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa.

Oczywiście teraz mogę się wymądrzać, ale na początku sam miałem kilkanaście smart urządzeń, a zero automatyzacji oraz scen. Coś tam sobie włączyłem zdalnie, nie ruszając się z kanapy. Poobserwowałem, jak na przestrzeni tygodnia zmieniała mi się temperatura i wilgotność w sypialni. Był ze mnie typowy „smart gadżeciarz”. Mój domowy smart cenzor, czyli żona, co jakiś czas z uśmiechem pytał się: Jak tam Twoje zabawki? Dziś też będziesz się nimi bawił?”. I  była w tym racja. To bardziej wyglądało na zabawę niż na wartościowe działania mające jakiś głębszy sens.

Tu wskazane byłoby zrozumienie, czym jest automatyzacja, a czym scena. Bo z tego wynika, dlaczego tak trudno jest implementować sensowne automatyzacje czy zapodawać sceny. W skrócie: automatyzacja to wyzwalanie akcesorium lub sceny na określonych warunkach, natomiast scena to sterowanie wieloma akcesoriami jednocześnie. Tego ostatniego nie należy mylić z grupowaniem, który dotyczy tylko urządzeń tego samego typu.

Tyle teoria, ale jak to przekuć w praktykę? No właśnie. Nie, że nie próbowałem. Ale brakowało możliwości (np. nie miałem wtedy klimatyzacji w mieszkaniu, więc genialnego pomysłu schładzania mieszkania bazującego na odczycie z czujnika temperatury nie mogłem zrealizować), urządzenia miały ograniczenia funkcjonalne, których nie byłem w stanie obejść albo po prostu brakowało mi wyobraźni (choć obecnie nazywam to brakiem doświadczenia).  Pisząc o wyobraźni, mam na myśli nie tylko samą automatyzację, ale także skutki, jakie może ona nieść za sobą.

Podam zatem przykład spektakularnej pułapki związanej z automatyzacją, w którą wpadłem i która do dziś wzbudza wesołość wśród moich znajomych. Otóż wymyśliłem sobie, że zewnętrzna roleta na drzwiach tarasowych prowadzących do ogrodu będzie się sama otwierała o godz. 7.00 rano, natomiast zamykała o 23.00.  Wszystkie fajnie funkcjonowało do pewnego dnia, kiedy to odbywała się u mnie większa impreza ogrodowa i równo o godz. 23.00 roleta jak co dzień się zamknęła. Ktoś powie: co z tego?  Sęk w tym, że wszyscy goście oraz domownicy byli w tym momencie na zewnątrz w ogrodzie. Nie miałem możliwości otworzenia rolety z zewnątrz, nie miałem przy sobie nawet komórki. Drzwi wejściowe do domu były zamknięte, tak samo jak wszystkie okna, a kluczy do domu też oczywiście nie miałem przy sobie. Istny pat. Normalnie scena jak z jakiegoś futurystycznego thrillera – uwięzieni poza domem.

Nie chcąc się włamywać do własnego domu oraz unikając przeszywającego mnie wnikliwie spojrzenia żony, przypomniałem sobie o moim ostatecznym rozwiązaniu, najlepszym backupie jaki tylko może być, czyli o przyjacielu sąsiedzie. A dokładnie o tym, że zostawiłem mu na wszelki wypadek klucz do mojej posesji. Dzięki temu dostałem się do domu i otworzyłem tę złośliwą roletę. Ale od tej pory przestałem zamykać automatycznie rolety. Zastosowałem jednak tutaj automatyzację typu „on demand”. Bezpieczniej.

Jednymi z najbardziej „chwytliwych” automatyzacji są „Wyjście z domu” oraz „Powrót do domu”, gdy chcemy, by coś się automatycznie wyłączało i włączało w czasie tych sytuacji. Przyznaję, że bardzo fajnie to działa (szczególnie gdy ma się co wyłączać i włączać w domu), ale jest z tym też związana pułapka. By ją zrozumieć, należy mieć świadomość, na jakiej zasadzie to działa.

Otóż nasze położenie jest określane na podstawie położenia naszego smartfona. Zawdzięczamy to technologii nazywanej geofencingiem. Umożliwia ona wywołanie określonej akcji w smart domu (w tym przypadku automatyzacji) dla użytkownika, który wraz ze swoja komórką przekracza wirtualną granicę wyznaczonej lokalizacji (w tym przypadku określonej jako Dom). Aby ustalić lokalizację urządzenia, wykorzystuje się do tego dane GPS, wieże komórkowe i sygnały Wi-Fi. W zależności od liczby ocenianych punktów dokładność może być niestety różna.

W przypadku lokalizacji mojego mieszkania odbywało to się z dokładnością do około 100 metrów. A to skutkowało tym, że dla niektórych sytuacji, np. niedalekich odejść od domu (typu wyniesienie śmieci do śmietnika lub wyskoczenie na zakupy do pobliskiego sklepu), automatyzacja nie miała szans zadziałać. W takim przypadku zastosowanie smart zamka w drzwiach w tej automatyzacji nie byłoby do końca rozsądnym rozwiązaniem.

Mało tego, jeżeli jest więcej mieszkańców posesji, to i tak uruchomienie automatyzacji będzie wymagało potwierdzenia (kliknięcia na smartfonie), gdyż może pozwalać na wejście innej osoby do mojego domu. Przez tę potrzebę klikania te automatyzacje trochę straciły w moich oczach, bo równie dobrze mógłbym mieć przycisk przy drzwiach uruchamiający te automatyzacje.

Pisałem już też kiedyś o fałszywych alarmach płynących z czujnika gazu (można o tym przeczytać tutaj). Chcąc jak najbardziej wykorzystać potencjał czujnika, nie ograniczałem się jedynie do powiadomień na smartfonie. Zrobiłem automatyzację, że w przypadku wykrycia wycieku gazu, niech  natychmiast wyłączy się piec. Wszystko pięknie by działało, gdyby nie te fałszywe alarmy. Przez nie piec wyłączał się przy każdym fałszywym alarmie. Musiałem go wtedy włączać ponownie. Kiedyś zapomniałem…. Przypomniała mi o tym moja kochana żona. pytając się mnie: Czemu jest tak zimno w mieszkaniu? Co znowu zepsułeś?”.  Kolejny raz nie udała mi się automatyzacja, która uderzyła jak zwykle w moją żonę.

Tworząc automatyzację trzeba myśleć nie tylko o samym jej mechanizmie działania, warunkach wywołania i wyzwalanych przez nią akcjach. Należy zastanowić się także nad pobocznymi skutkami, jakie mogą wystąpić. Warto zawsze mieć dostępne zapasowe rozwiązanie w przypadku, gdyby automatyzacja się nie powiodła lub wystąpił jakiś incydent. Mój przyjaciel opowiedział mi o swoich doświadczeniach. Dokładny cytat:

„Mam chatkę na wsi, gdzie ciągle kontroluję temperaturę w pomieszczeniach. Gdy przyjeżdżam, to włączam wcześniej zdalnie grzejniki itp. I wszystko jest OK, dopóki działa. Czasami coś się zawiesza i wtedy uruchamiam procedurę zdalnego restartu routera. Ale czasami nie mam dostępu do routera, więc muszę zdalnie wyłączyć modem poprzez wyłączenie i włączenie prądu przez urządzenie z kartą SIM przez SMS. Zdarza się jednak, że nawet to urządzenie się zawiesza, więc wtedy pozostaje tylko… smart-sąsiadka, która ma klucz i wyłączy/włączy prąd w całym domku”.

Wynika z tego, że wspomniany klucz u zaufanego sąsiada to dobra praktyka smart domu.


Fan dobrych praktyk w życiu zawodowym i prywatnym. Jako były belfer lubi krzewić wiedzę. Zawsze szuka nieoczywistych rozwiązań i zastosowań w smart home. Chce udowodnić, że człowiek też może być „smart” oraz wstąpić do klubu ludzi, którzy odwiedzili co najmniej 100 krajów na świecie.

Polska grupa Smart Home by SmartMe

Polska grupa Xiaomi by SmartMe

Promocje SmartMe

Powiązane posty

Dodaj komentarz