Budując smart home na bazie smart urządzeń nikt nas nie zwolni z tego, że my też powinniśmy być smart. Najmądrzejsza technika w rękach nie najmądrzejszego użytkownika, niestety nie będzie już taka smart. W tej serii felietonów postaram się udowodnić, że człowiek też może i powinien być smart.
Wstęp
Przeżyłem w swoim życiu (osobiście lub byłem świadkiem) wielu różnych nieprzyjemnych i niebezpiecznych zdarzeń w domu jak np. napad na klatce schodowej, zasłabnięcie osoby bez możliwości ruchu, pożar klimatyzatora, śmietnika czy szafki z zabezpieczeniami elektrycznymi, ewakuację w wyniku wycieku gazowego, nie wspominając o klasycznych zalaniach wodą (z różnych przyczyn).
Wiem jedno: takie rzeczy się zdarzają i będą zdarzać. Jak nie u mnie, to obok w mieszkaniu. Dlatego dużą wagę zacząłem przykładać do ogólnie zwanego bezpieczeństwa życia w domu. Dokładnie: do prewencji, monitoringu i zarządzania zdarzeniami. By to realizować, smart urządzenia smart spadły mi zatem jakby z nieba (a dokładniej, to na początku bardziej z Chin;-). A jak się wejdzie w smart świat, to może stać się to także świetnym hobby.
Rozszerzyłem zatem swoje aktywności także na inne obszary, nie tylko związane z bezpieczeństwem. Standardowo: oświetlenie, ogrzewanie, rolety, klimat, czyli w najprostszym ujęciu: coś włącz lub wyłącz za mnie i najlepiej jeszcze tym steruj. I wtedy zauważyłem, że nie wszystkie moje „zachcianki” jestem w stanie zrealizować bazując na opisie funkcjonalności urządzeń, zalecanych automatyzacji czy sugerowanych zastosowań. A że mam w sobie gen optymalizatora oraz wykształcenie elektryczne, za punkt honoru postawiłem sobie opracowanie możliwych rozwiązań smart (czytaj automatyzacji) czy znalezienie nieoczywistych zastosowań smart urządzeń.
Jak się zabezpieczyć przed zalaniem wodą w mieszkaniu
Od dnia, w którym zdradziecko pękł wężyk z wodą pod umywalką w łazience, myślałem, jak się zabezpieczyć na przyszłość przed takimi zdarzeniami.
Na szczęście byłem wtedy w domu i mogłem natychmiast zareagować, w sensie odciąć zasilenia wody na zaworze głównym mieszkania. Ale przez te kilkanaście sekund łazienka była już totalnie zalana, a woda wydostawała się już do kolejnych pomieszczeń. Oczami wyobraźni widziałem już, jakby to wyglądało, gdyby nie było mnie w domu, byłbym np. w pracy. Skutki byłyby opłakane: panele podłogowe do wyrzucenia, konieczne suszenie podłóg i ścian, zniszczenia u sąsiadów, do których na pewno przeciekłaby woda.
Oczywiście dobra praktyka mówi, że opuszczając dom na dłużej (np. wyjeżdżając na urlop) powinno się zamykać zawór wodny. Ale mało kto zapewne robi to wychodząc do pracy czy do sklepu. A nigdy nie wiesz, kiedy taki wodny wężyk postanowi sobie pęknąć (jak to z typowym incydentem bywa). Zawodowo zajmuję się właśnie zarządzaniem incydentami różnej maści, więc podszedłem do tego procesowo.
Przede wszystkim jak najszybciej należy otrzymać informację o zdarzeniu. To jest akurat bardzo proste w realizacji, bo dostępne czujniki zalania sprawdzają się do tego celu znakomicie. Reagują już przy poziomie 0,5 mm wody na powierzchni, co oznacza, że otrzymamy powiadomienie już w kilka sekund po zaistnienia zdarzenia (oczywiście, o ile dobrze je mamy rozmieszczone w mieszkaniu). W tym czasie wypływ wody powinien jeszcze być do opanowania i zasięg ograniczyć się do jednego pomieszczenia. Kwestia czy zareagujemy odpowiednio szybko. I tu dochodzimy do drugiego istotnego punktu tzn. reakcji na incydent. Został on zarejestrowany, dostaliśmy powiadomienie na komórkę, ale co zrobimy dalej z tą informacją?
Możemy oczywiście zadzwonić do sąsiada i o ile będzie akurat w domu oraz wcześniej daliśmy mu klucze to pomoże. Możemy też sami wyrwać się z pracy i wrócić awaryjnie do domu. Jednak będzie to kwestia kilkunastu lub kilkudziesięciu minut zwłoki w reakcji.
Straty materialne będą już duże. Dlatego istotne jest, by zakręcić ten zawór wodny natychmiast po otrzymaniu sygnału z czujnika zalania. W tym celu potrzebujemy posiadać smart zawór wodny na wejściu zasilania do domu. Są oczywiście dostępne na rynku sterowane zdalnie zawory, ale działają one na zasadzie silniczka przekręcającego mechanicznie uchwyt zaworu kulowego, powodując tym jego zamknięcie.
Tu napotykamy pierwszą przeszkodę w realizacji. A co, gdy mamy inny rodzaj uchwytu w zaworze np. motylek lub w ogóle inny rodzaj zaworu np. nie kulowy, a zakręcany? Nie zastosujemy do niego takiego rozwiązania. Przeszkodą może być też wymóg posiadania w pobliżu zasilania elektrycznego (do silniczka). Poza tym mając świadomość, że nieużywane zawory lubią się „zapiekać” miałbym obawy czy w godzinie próby silniczek da radę go przekręcić.
Kolejne wyzwanie to kwestia jakiej aplikacji chcesz używać do sterowania taką automatyzacją (wykrycie zalania -> zakręć zawór). Warunkiem koniecznym jest posiadanie i czujnika i zaworu w tej samej aplikacji. O ile z czujnikami nie ma z tym problemu, to już z opisanymi wyżej zaworami nie jest tak różowo. Akurat ja dążę do tego, by jak najwięcej automatyzacji realizować w Apple Home, szczególnie tych krytycznych lub dotyczących bezpieczeństwa. Jakoś mam największe zaufanie co do użyteczności i gwarancji zadziałania. Mimo długich poszukiwań nie znalazłem jednak smart zaworu wodnego zgodnego z HomeKit.
Gdy prawie się poddałem, zreflektowałem się, że źle szukałem, to nie musi być przecież dokładnie smart zawór wodny. A powinienem podejść do tego inaczej, że potrzebuję dowolnego smart urządzenia z funkcją odcinania przepływu wody. I wtedy mnie olśniło. Przecież są takie urządzenia na rynku i są one wykorzystywane w ogrodnictwie.
Myślę tutaj o sterownikach nawadniania. Przecież wystarczy zastosować taki jednosekcyjny z najprostszą funkcjonalnością, ma bowiem tylko zamykać lub otwierać dopływ wody. Zasilane są bateryjnie. Oczywiście rozwiązanie posiadające zgodność z HomeKit. I dokładnie taki model spełniający te wymagania znalazłem i zastosowałem.
Drobna przeróbka paru rurek i kształtek 1/2” i voila! Teraz już mi niestraszne zalanie mieszkania wodą. Zyskałem także dzięki temu inne możliwości funkcjonalne. Otóż wyjeżdżając na wakacje, przecież dalej trzeba podlewać rośliny na tarasie. A że mam tylko jedno ujęcie wody w mieszkaniu, więc zamykając zawór główny odcinałem dopływ wody do nawadniania na tarasie. Teraz mogę już zamykać zawór wody na cały czas nieobecności, a otwierać go tylko na pół godziny na poranne podlewanie. Rewelacja, szczerze polecam.