Xiaomi Mijia 1S to nowy odkurzacz od Xiaomi, który został wypuszczony na rynek w tym roku. Jest kontynuacją linii Mijia, którą możemy znaleźć m.in. w sklepach Mi Store. Przypominamy, że Xiaomi wypuszcza roboty w trzech liniach produktowych: Mijia, Viomi i Roborock. Dotychczas posiadaliśmy robota Roborock S5, ale nadszedł czas na zmianę i wypróbowanie nowego urządzenia od Xiaomi. Jak mu poszło? Przeczytajcie naszą recenzję i sprawdźcie.
Czym nie jest Xiaomi Mijia 1S?
Łatwo się pogubić w gigantycznej ilości produktów od chińskiego producenta. Ważne zatem jest, żeby wiedzieć, że Xiaomi Mijia 1S to nie jest Roborock i mimo bardzo wielu podobieństw, to jednak sprzęt z niższej półki. Nie posiada opcji mopowania oraz kilku dodatkowych funkcji, które miał nasz poprzedni robot.
Pierwsze wrażenie
Podobnie jak Roborocki, tak i Xiaomi Mijia 1S przychodzi w kartonowym pudle. Nie jest ono przesadnie brzydkie, ale czekamy, aż Xiaomi zacznie sprzedawać sprzęty bardziej w stylu Apple czy iRobot. Po rozpakowaniu ukazuje nam się robot oraz jego stacja dokująca. Robot jest podobny do poprzedniej wersji, ale to nie jest jego minus. Nadal jest ładny, elegancki i wydaje wrażenie solidnego. Pozytywnie też zaskoczyła nas nowa stacja dokująca. Jest mniejsza i ma chowany kabel. Dzięki temu nie będzie nam się walał po podłodze i będziemy mogli ułożyć go tak, jak chcemy. Jedyne co, to plastikowa płytka, która maskuje kabel, działa dość ciężko. Ten element producenci mogli odrobinę bardziej dopasować.
Kolejny minus to kawałek plastiku, który pomaga nam czyścić naszego robota. W porównaniu z Roborockiem S5 jest to krok w tył, ponieważ zniknęło maleńkie ostrze, które pozwalało przecinać zahaczone w odkurzaczu włosów. Teraz dostajemy coś na kształt dziwnego grzebienia. Nie ma też w robocie miejsca, żeby ten grzebień umieścić, przez co pewnie można go szybko zgubić. W Roborock S50 nożyk znajdował się tuż pod klapą, więc szkoda, że w odkurzaczu Mijia 1S nie jest podobnie.
Parowanie Xiaomi Mijia 1S z aplikacją Mi Home
Parowanie odbywa się podobnie jak w innych robotach Xiaomi. Najpierw musimy uruchomić robota i aplikację. Później przytrzymujemy dwa przyciski, żeby zrobić reset WiFi w robocie. Zgodnie z aplikacją łączymy się z Xiaomi Mijia 1S poprzez WiFi. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będziemy mogli ją dodać do konkretnego pomieszczenia i zacząć używać.
Aplikacja
Widok w aplikacji został mocno przebudowany. Jest prostszy i bardziej przemyślany. W centralnej części znajduje się mapa naszego mieszkania, która teraz jest kolorowa. Odrębne kolory odpowiadają za poszczególne pomieszczenia.
Tuż pod mapą znajdują się podstawowe funkcje robota. Nie trzeba już wchodzić do ustawień, żeby uruchomić wybrany tryb sprzątania (Quiet, Balanced, Turbo, MAX), ustawić Timer, strefę „No go zone”, zmodyfikować mapę i ustawić język (angielski albo 9 odmian chińskiego).
Miłym dodatkiem jest ikona robota, która znajduje się na mapie i pokazuje nam, jak robot przemieszcza się po mieszkaniu. Kiedyś była to tylko kropka, a teraz wygląda to bardziej w stylu Ubera.
W ustawieniach urządzenia znajdziemy powtórkę wszystkiego, co było na głównym ekranie oraz kilka opcji więcej. Możemy tam zmienić język robota, język aplikacji albo podzielić się kontrolą nad nim z domownikami. Jest tam również opcja „Map Saving Mode”, pozwalająca na budowanie wirtualnych ścian, których robot nie przekroczy. Jest to bardzo przydatne, jeśli w mieszkaniu znajduje się jakieś miejsce, do którego nie chcecie wpuścić robota. W przypadku naszego mieszkania jest to miejsce z kolekcją modeli Ferrari, w którą pierwszego dnia robot wjechał z pełnym impetem i zrobił sobie mały crash test…
W Ustawieniach znajdziemy też sekcję dotyczącą utrzymania czystości naszego robota. Znajduje się tam m.in. stopień zużycia poszczególnych elementów. Jedyne czego brakuje to wszystkich opcji związanych z mopowaniem, które posiadał Roborock S50.
To co jednak najbardziej nam przeszkadza, to język. To, że nie ma języka polskiego, jest niezbyt fajne, ale fakt, że nawet w wersji angielskiej znajdują się chińskie znaki, jest nie do przepuszczenia.
Codzienne użytkowanie
Jak sobie radzi Xiaomi Mijia 1S? Po pierwsze, posiada dodatkowe lasery, dzięki którym powinien omijać przeszkody bez zatrzymywania. Jak to działa? W miarę dobrze, ale też nie całkiem bezproblemowo. Są trzy rzeczy, których nasz Robot naprawdę nie lubi:
- Wagi od Xiaomi, na którą bez przerwy wjeżdża i odkurza. Już jest cała porysowana…
- Krzesła typu hoker, na które też wjeżdża i zdarza mu się na nim zawisnąć. Roborock w końcu się nauczył, Mijia ma z tym dalej problem. I niestety nie daje znać w aplikacji, że coś się stało, więc gdy przychodzimy do domu, rozpoczynami poszukiwania robota.
- Frędzle z sukienek żony, które namiętnie wciąga.
Kolejny plus i minus dotyczą mapy. Bardzo fajna jest opcja zaznaczania całego pomieszczenia – po prostu klikamy na sypialnię i robot rusza, żeby ją wysprzątać. Problem jednak pojawia się wtedy, kiedy chcemy wysprzątać tylko kawałek, bo tej opcji w nowej wersji zabrakło. Nie da się zaznaczyć konkretnego obszaru do wysprzątania, Xiaomi Mijia 1S wysprząta nam całe pomieszczenia. Jeśli są małe to pół biedy, ale jeśli są większe, to już jest gorzej. Niestety, zniknęła też opcja „Go To”.
Brakuje nam też większej ilości powiadomień, tzn. robot daje znać, kiedy zacznie pracę, przerwie ją lub skończy, ale jeśli gdzieś zawiśnie lub kiedy zapełni się pojemnik na śmieci, to nie otrzymujemy żadnego powiadomienia.
Jeśli chodzi o głośność odkurzacza, to sytuacja jest identyczna jak w przypadku robota Roborock S50, więc nie ma tragedii, ale raczej włączamy go wtedy, kiedy nie ma nas w domu.
Co do jakości sprzątania nie ma się do czego przyczepić – odkurzacz wszystko wysprząta dokładnie.
Podsumowanie Xiaomi Mijia 1S
Więc jak to jest, oceniamy odkurzacz Xiaomi Mijia 1S pozytywnie czy jednak negatywnie? Raczej pozytywnie, ale z paroma zastrzeżeniami. Widać, że jest to tańszy egzemplarz, w którym np. nie ma funkcji mopowania. To jest zrozumiałe, ale niestety brakuje opcji sprzątania obszaru. Kolejna rzecz, której brakuje, to większa ilość powiadomień.
Podsumowując, można więc powiedzieć, że bardziej niż sam robot, przeszkadzają błędy w aplikacji. Jeśli jednak zależy wam wyłącznie na odkurzaniu, to można go jednak polecić. Poza tym, jeśli ktoś chciałby mieć w swoim robocie i aplikacji więcej funkcji, może zastanowić się nad Roborockiem S50 z zeszłego roku, który kosztuje nieco więcej.
aplikacja w tym modelu to moim zdaniem tragedia i jakiś zart, bardzo kiepski. miusem jest też bardzo mała skuteczność na dywanach… cenowo ok, dobry do przegonienia kurzu z kąta w kąt.
nie da rady odkurzyć dywanów? lipaaa. :/
Z tym robotem miałem dużo problemów. Dostaję jednak wiele głosów, że u innych osób działa w miarę ok.
to raczej nie będę ryzykować, nie mam ochoty póxniej się denerwować.
Jest teraz już sporo ciekawych robotów 😉
nie daje rady, to fakt. a jak już masz dywany i psa czy kota, to lepiej poszukać czegoś innego