Na początku chciałbym Wam uzmysłowić, że Steel HR od odrodzonej (po roku mariażu z Nokią) marki Withings jest moim trzecim smart zegarkiem, którego używam na co dzień. Pierwszym był Microsoft Band, potem Samsung Gear Sport. Za każdym razem, po kilku miesiącach wracałem do normalnego zegarka. Druga uwaga jest taka, że nie jest to zwykła recenzja, a raczej drogowskaz dla ludzi, którzy chcieliby, aby ich zegarki były trochę mądrzejsze, ale nie pali im się, by wydawać 1,5 do 2 tysięcy złotych tylko po to, by ładować każdego dnia kolejny gadżet.
Robiąc trzecie podejście do smart zegarków, naszukałem się ich co niemiara. Galaxy Watch? Wszystko super, ale rozmiar, ładowanie i cena. Apple Watch? Zegarka to nie przypomina, znów ładowanie i wymagany iPhone do kompletu – wykluczone. Dzięki filmowi Konrada zbadałem w ubiegłym roku temat zegarków hybrydowych, które pomimo swoich ograniczeń, wydały się najlepszą opcją dla mnie. I jak się potem okazało także wielu członków mojej rodziny. A jakie to wymagania? Dowiecie się z tekstu o Withings Steel HR.
Musi być normalnym zegarkiem (jak Steel HR)
Mój egzemplarz to 40 mm wariant z czarną tarczą. Opcji konfiguracji jest bardzo dużo, ale dla pań polecam bardziej 36 mm. Zegarek otrzymujemy w schludnym białym pudełku. Ma silikonowy, czarny pasek, który łatwo można wymienić na dowolny 20 mm (lub 18 mm w drugiej wersji). Wymiana jest prosta i podobna jak w przypadku zegarków Samsunga. Jest i ładowarka na magnes, a czas ładowania to mniej niż 2 godziny. Jest tylko jeden „mały problem”. Łatwo można o niej zapomnieć, bo Steel HR woła „jeść” raz na jakieś 3-4 tygodnie…
Zegarek cechuje się też wodoszczelnością do 50 m. Jak sugeruje nazwa, nie zabrakło pulsometru, o którym zapomina wielu producentów hybryd (Withings ma gotakże w tańszych modelach). Design i materiały obudowy są w porządku. Całość odlano z jednego kawałka metalu, który w wersji Sport ma czarną matową fakturę. Mineralne szkiełko na moim egzemplarzu posiada już parę rys widocznych pod niektórymi kątami, co jest chyba jedyną wadą zegarka. Są też droższe wersje ze szkłem szafirowym.
A wspominałem o ekranie? Jest tak dyskretny, że łatwo można o nim zapomnieć. Okrągły monochromatyczny Oled wielkości czytnika linii papilarnych, świetnie ukryty, szczególnie w przypadku czarnej wersji kolorystycznej.
Mierzy podstawową aktywność
Zegarek mierzy wiele dyscyplin sportu i powiadamia o wyznaczonych celach, ale np. trasę treningu zapisze tylko wtedy, jeśli będziemy mieli ze sobą telefon. Samodzielnie zegarek zbierze całą resztę danych i gdy znajdzie się w zasięgu smartfona, automatycznie zsynchronizuje dane z aplikacją Health Mate. Przez ostatnie miesiące dostałem nawet dwie aktualizacje zegarka, których się w tego typu sprzęcie totalnie nie spodziewałem. Rzeczywiście dodano kilka nowych funkcji. Wszystko obsługujemy za pomocą jednego przycisku z boku. Kolejnymi kliknięciami przełączamy ekrany z ustawionymi w aplikacji informacjami. Przytrzymując przycisk, wchodzimy w tryb treningu – krótkimi kliknięciami wybieramy trening i ponownie przytrzymujemy przycisk, by rozpocząć.
Posiada podstawowe powiadomienia
I to oczywiście robi delikatnymi wibracjami. Nie są to haptyczne drgania rodem z Apple Watcha, ale wystarczą. Trochę inaczej jest z budzikiem – osobom z twardym snem wibracja może nie wystarczyć. SMS-y i inne powiadomienia ukazują się, najpierw pokazując ikonę odpowiedniej aplikacji, a dopiero potem pojawia się treść. Krótkie wiadomości w pośpiechu możemy odczytać i ograniczyć wyciąganie telefonu z kieszeni. Do dłuższych tekstów i zrobienia czegoś poza ich odczytaniem musimy rzecz jasna użyć smartfonu.
Ma dobrą aplikację ze wsparciem od firmy, która nie zniknie z dnia na dzień
I tu pada w porównaniach wiele – z pozoru świetnych – opcji. Dla przykładu znalazłem start-up podający się za amerykański, który sprzedaje zegarek wyglądający jak cud, miód, marzenie. Po głębszej analizie okazuje się, że aplikacja wygląda jak z Androida 4.4, a strona www nie była aktualizowana od roku. Health Mate z kolei ma wszystko, jak należy. Dostęp do pomiarów, cele, przejrzysty interfejs i porady, co można poprawić, by lepiej funkcjonować. Nic też nie zapowiada, by Withings miał się w najbliższym czasie zwinąć. Na targach CES jak co roku pokazał nowe produkty rozrastającego się health techu.
Cena musi być rozsądna
W zależności od wersji ceny wahają się między 700 a 1000 zł. Gdy poszukamy dłużej, można odjąć od tej kwoty 200 zł. Czy to dużo? Zależy, czego oczekujecie. Jeśli chcecie napakowanego funkcjami smartwatcha to fakt, że doczytaliście ten tekst do tego momentu, byłby dla mnie sporym zaskoczeniem.
Withings Steel HR spełnił moje oczekiwania, co nie znaczy, że francuska firma nie ma już czego poprawiać. Nie ukrywam, że czekam na Scanwatcha, który prócz nowych funkcji zapowiada lepsze wykonanie, m.in. szkło szafirowe we wszystkich wariantach.
Steel HR – podsumowanie
Często spotykam się z taką sytuacją: – Słuchaj Julian, wydałem 400 zł na smartwatch i: a) przestał działać, b) żona i tak nie nosi, c) jest do niczego. Dalej następują pytania o mój zegarek: skąd, co i jak. Na pytania „co kupili?” często nie potrafią dokładnie powiedzieć (widocznie ładnie wyglądało na zdjęciach z AliExpress). Brzmi to zabawnie dla kogoś, kto wie, czym się różni Gear Sport od Galaxy Watcha i zna ilość generacji Apple Watcha, ale ludzie w większości się nie orientują. Korzystają na tym azjatyccy sprzedawcy elektrośmieci. Nie ułatwia też sprawy sam Withings, który nie ma w Polsce pełnoprawnej dystrybucji (choć i to zmienia się na lepsze).
Jeśli szukacie wyjątkowego, prostego i eleganckiego zegarka, który wygląda jak normalny zegarek i można założyć go w każdej sytuacji i do każdego stroju, a także sprzętu, który będzie łączył z funkcjami smart wszystko to, za co od kilku pokoleń cenimy klasyczne zegarki, to nie ma w tej chwili lepszego wyboru. A uwierzcie, szukałem długo.
Ekran Withings Steel HR widać tylko pod odpowiednim kątem.
Jedna myśl na temat “Withings Steel HR – mój zegarek hybrydowy”