Nic tak nie denerwuje jak kopiowanie. Dlatego w świecie inteligentnego domu trzeba uważać, jaki produkt się kupuje. Może się bowiem okazać, że niekoniecznie jest to właśnie ten produkt, który chcieliśmy kupić. Tak może być wtedy, gdy chcemy kupić urządzenie od Philips Hue, a nie sprawdzimy nazwy producenta i sięgniemy po znajomo wyglądające opakowanie… A gdy spojrzałem pierwszy raz na Govee, powiedziałem tylko: „no, no, no…”. Dlaczego? Zapraszam do recenzji.
Zanim opiszę korzystanie z Govee, to najpierw będziecie mogli zapoznać się z jego specyfikacją.
Wygląd
Po specyfikacji czas na tradycyjną już część recenzji, czyli wygląd. Na początek – opakowanie. Tak w nawiązaniu do tytułu recenzji (tak, chodziło mi o bajkę „Scooby Doo”) – wszystko by im się upiekło, gdyby nie te wścibskie dzieciaki… Co więc każdy odkryje po zakupie sprzętu Govee? Ich pudełko jest ładne, kolorowe, ale… ewidentnie „ściągnięte” od Philips Hue. Czy chociaż jakość jest taka sama jak wyżej wymienionego producenta?
Raz dwa trzy… znawca jakości patrzy
Zanim zacznę opisywać jakość produktu, skupię się na polityce firmy. Dostałem do recenzji wersję 6+1, tzn. sześć prostych paneli i jeden narożny. Dostępna jest jeszcze wersja 8+4, czyli 8 prostych paneli, cztery narożne. Zastanawiam się, dlaczego Govee nie zdecydował się na 6+2. Dawałoby to użytkownikowi większe możliwości na stworzenie fajnego wzoru na ścianie. Tak to pozostaje zrobić jakiś daszek albo zwykły kształt litery „l”.
Jakość wykonania. Na stronie producenta możemy przeczytać „easy install”. Może mój egzemplarz taki się trafił, ale niektóre elementy nie chciały się połączyć. Musiałbym chyba wepchnąć na siłę (nie chciałem tego robić, aby nie złamać wtyków) i dopiero, jak pozamieniałem elementy, to dobrze się wpasowały. Sam plastik paneli nie wygląda na wytrzymały, raczej to ten z tych „tańszych”. Z tyłu mamy taśmy typu 3M. Jest to dobrym rozwiązaniem, bo nie musimy „wiercić w ścianie”. Musicie jednak pamiętać, że producent nie dał zapasowych taśm.
Działanie Govee
Jak działa panel świetlny? Mogę powiedzieć, że świeci (czyli spełnia swoją główną rolę). Dodatkowo można zmieniać jego kolory, co jest dużą zaletą. Można też powiedzieć, że bardzo dobrze współgra z Google Home. Panele od Govee działają w ten sposób, że nie oślepiają światłem, kiedy się je włącza, ponieważ zmieniają poziom jasności stopniowo (od ciemnego do jasnego). Uwierzcie mi, jest to przydatna rzecz, kiedy na przykład po ciemku idziecie do łazienki lub innego pokoju. Panele szybko reagują na nasze komendy zarówno te głosowe, jak i wydawane za pomocą asystenta. I to by było na tyle, jeśli chodzi o działanie.
Aplikacja Govee
Z aplikacją mam lekki dysonans poznawczy. Bo z jednej strony jest ona ładna kolorystycznie, strona główna uporządkowana. A z drugiej… Kiedy wejdzie się w panel świetlny, nic nie jest intuicyjne. Zresztą zobaczcie sami, jak to wygląda.
Podsumowanie Govee
Czy polecam te panele? Jeśli nie zależy Wam na super jakości, chcecie tanie światło z kolorami RGB, to jak najbardziej. Na tę okazję, jako, że czas na moją osobistą opinię skończę tę recenzję wierszykiem.
Na górze róże na dole Govee,
Paweł testował ale nie polubił.
Zalety
- cena
- świeci + można ustawiać fajne efekty świetlne
- dobra integracja z Google asystentem
Wady
- aplikacja (za dużo „bajerów” jak na mój gust)
- „chińskie” wykonanie (nie najlepszy plastik oraz słabo dopasowane wtyki)
- słabe możliwości ustawienia światła przy tańszej wersji
- próba podpasowania wyglądu do Philips hue
Govee Glide Wall Light możecie kupić tutaj