Jako użytkownik ultrabooka ze zintegrowaną grafiką Intela jestem daleki od uczestnictwa w PC master race. Mimo to zawsze chciałem mieć jakiś produkt Razera. Nie wiem, czy to podświetlenie „Chroma”, czy jakość materiałów, czy może stonowany i – mimo obracania się na tak specyficznym rynku – elegancki design. Dlatego w kategorii słuchawek „prawdziwie bezprzewodowych” Razer Hammerhead True Wireless był dla mnie wyborem bardzo nieoczywistym z wielu względów.

Zawartość pudełka i wygląd

Razer Hammerhead – Trochę tego jest. Oprócz dobrze wyeksponowanych słuchawek i etui mamy instrukcję, kartę powitalną, naklejki, powlekany kabel USB-A na USB-C, silikonowe nakładki i zawieszkę. Razer w pierwszym podejściu do TWS-ów pozycjonuje się oczywiście po stronie premium, dlatego zawartość pudełka też jest właśnie taka. (Choć warto zauważyć, że wrażenie burzy jedna rzecz, ale o tym za chwilę).

Odstraszały mnie słuchawki z „kikutem” lub „ogonkiem”, choć dla wielu ludzi jest to pewnie obojętne. Apple z kolei nie bez powodu wybrało właściwy sobie design i kolor. W końcu kiedy mijasz ludzi na ulicy w słuchawkach albo biegniesz środkiem lasu masz być po prostu słupem reklamowym, a każdy już z daleka ma zauważyć, co nosisz (ale przyznaj, że dla Ciebie ten efekt też może być zamierzony). Mimo że Razer Hammerhead True Wireless mają „ogon”, to w stosunku do Airpodsów różnic jest tak wiele, że ciężko uznać je za imitację. Są tak różne, że o ile Airpodsów nie lubię, to Hammerheady mi się nawet podobają. Etui jest małe i płaskie. I to właśnie jego rozmiary były jednym z przyczyn zakupu tych słuchawek. Nie lubię dużych etui ładujących. Argument, że można więcej razy naładować urządzenie jest za słaby dla kogoś, kto nie słucha muzyki po kilka godzin dziennie. Liczy się wygoda, więc 3-4 godziny na raz i 12 godzin łącznej pracy nie są dla mnie wielką wadą.

Aplikacja jest… A co potrafi?

Niestety, choć brzmi to z pozoru absurdalnie, w przypadku bardziej zaawansowanych słuchawek typu True Wireless potrzebujemy dodatkowej aplikacji. I lepiej dla nas, by była dobra. W przypadku Razer jest naprawdę nieźle. Po jednej konfiguracji (biorąc pod uwagę, że chcemy zmienić akcje wywoływane puknięciami w panele dotykowe) możemy o niej zapomnieć. „Apka” pozwala sprawdzić stan baterii słuchawek po wyjęciu z etui, zmienić wcześniej wspomniane funkcje puknięcia w kilku wariantach. Posiada oczywiście dostęp do asystenta głosowego. Jest i equalizer, który pozwala podbić basy, ale bez przesady – standardowe są udane. Aplikacja nie jest wymagana do podstawowego działania słuchawek.

Zalety Razer Hammerhead

Głównie chciałem powiedzieć o jednej rzeczy – wielkości przetwornika. Jest to 13 mm, czyli bardzo dużo jak na słuchawki TWS. I to słychać. Razer Hammerhead TWS dają naprawdę głęboki bas i przejrzystość niskich i wysokich tonów. Na początku „przyczepiłem się” jedynie do wokali, choć potem okazało się, że była to kwestia złego założenia słuchawek. Widziałem masę testów słuchawek, w których próby opisania jakości brzmienia często się nie udają. Może to być spowodowane tym, że słuchamy czegoś innego i różnimy się wrażliwością muzyczną (czy jak kto woli słuchem). Tak więc najlepiej słuchawki przetestować osobiście.

W przypadku Razera dźwięk jest „naturalny”, tzn. wynikający z faktycznej specyfikacji słuchawek, a nie sztuczek softwarowych. Razer jest w kwestii basów podobny do urządzeń JBL, ale przy tym pozostaje bogata scena barw dźwięku. Podoba mi się właśnie ten nacisk na jakość dźwięku. Z tych słuchawek wydobyto tyle mocy i klarowności, że zapominamy o tym, ile innych rzeczy Razer pokpił. Testowałem urządzenie na wielu różnorodnych utworach, które posiadają specyficzne brzmienia ciężkie, dla wiernego oddania na wielu urządzeniach audio, ale Hammerheady z każdym wyzwaniem radziły sobie doskonale. Poziom głośności jest tak – zaskakująco wręcz – wysoki, że już w połowie suwaka robi się trochę za mocno jak na mój gust. Choć nie uważam Hammerheadów za słuchawki dobre dla biegaczy, to mamy tu certyfikat IPX4, więc powinny one wytrzymać kontakt z potem i lekkie zachlapania.

Dobrą stroną jest również sterowanie. Choć są to panele dotykowe w miejscu logo producenta, to krótkie puknięcie w panel nie wywołuje żadnej akcji. W celu wyeliminowania przypadkowych dotknięć dopiero o ułamek sekundy dłuższe przyciśnięcie pauzuje utwór. Do sterowania trzeba przywyknąć, podobnie jak do odpowiedniego zakładania słuchawek, ale po czasie lepiej zrozumiemy tę decyzję producenta.

Przeprowadziłem porównanie jakości połączeń i spytałem o to, jak mnie słychać. O dziwo, jakość mikrofonu jest ok, choć moi rozmówcy mówili, że mój głos jest miejscami metaliczny. Połączenie wykonane z ruchliwej ulicy nie wpłynęło na pogorszenie słyszalności mojego głosu.

Funkcje gamingowe – nie mnie je oceniać, nie jestem graczem. Razer bardzo się chwali trybem gamingowym, który redukuje opóźnienia występujące w połączeniu Bluetooth (oczywiście 5.0). Producent traktuje ten tryb jako wyróżnik Razer Hammerhead True Wireless i można go aktywować bezpośrednio ze słuchawek. Wpływa na lepszą synchronizację dialogów i efektów dźwiękowych, dlatego w teorii jest możliwość lepszego czasu reakcji, co zapewne jest ważne dla progamerów. W praktyce szkoda baterii, by go włączać. Być może sprawdzi się do oglądania filmów akcji, ale to raczej drobny wyróżnik, który ma podkreślić gamingowy rodowód słuchawek. Skorzystałem z tej funkcji tylko w celach testowych, ale będę o niej pamiętał, jeśli przyjdzie mi je połączyć.

Wady Razer Hammerhead

Najbardziej łamiącą serce wadą jest klapka zamknięcia etui – jest jak z bazaru, posiada wyraźny luz przy otwieraniu i burzy wrażenie premium. Klapka jest lekka jak zabawka z odpustu i ma wyraźny uskok względem reszty etui, gdy jest zamknięta, a do tego ma lekki luz na zawiasie. Jednak bez obaw, magnes trzyma mocno i nawet przy mocnym potrząśnięciu etui pozostaje zamknięte. Samo tworzywo jak zwykle u Razer jest przyjemne. Słuchawki „leżą” w etui i wyciąganie ich mogłoby być wygodniejsze – wolę gdy tego typu słuchawki wyjmuje się jak np. w Tronsmartach, które testował Paweł.

Brak też dodatkowych funkcji, których można oczekiwać w tej półce cenowej. Nie ma ANC (aktywnej redukcji szumu), nie ma czujników, które spauzują muzykę automatycznie przy wyjęciu słuchawek z ucha, nie ma regulacji głośności bezpośrednio ze słuchawek i nie ma ładowania bezprzewodowego – funkcja coraz częściej spotykana w tej półce cenowej. Specyfika tego typu słuchawek jest taka, że będzie grupa osób, którym ciężko będzie dopasować je do ucha. Jedną założyłem bez problemu, a  z drugą był kłopot – najpierw raz wypadła w biegu, a potem musiałem co 5 minut poprawiać, bo miałem poczucie, że zaraz wypadnie ponownie. Dopiero za drugim treningiem było nieco lepiej. Z początku możemy próbować odruchowo za bardzo wcisnąć Razery w ucho, co niestety spowoduje ból po dłuższym czasie użytkowania.

Ciężko mi sobie wyobrazić gracza, który nie miałby na wyposażeniu słuchawek nausznych i zamiast tego wybrałby Hammerheady. Może jako uzupełnienie w chwilach, gdy użycie słuchawek nausznych nie byłoby wygodne lub możliwe ze względu na ograniczony bagaż.

Podsumowanie, czyli co mnie skusiło…

Dla kogo są te słuchawki? Trudne to pytanie, mimo zielonego logo producenta. Z pewnością grupami docelowymi będą: 1) fani marki Razer, 2) ludzie poszukujący możliwie najlepszego dźwięku w słuchawkach typu „true wireless”, 3) gracze mobilne, 4) szukający alternatywy do AirPodsów (bez „Pro”).

Dla kogo nie są? 1) Dla biegaczy, 2) osób słuchających muzyki/filmów/innego rodzaju dźwięków w środkach transportu publicznego, 3) osób, którym trudno dopasować słuchawki douszne (takie bez gumek silikonowych).

Jeśli chodzi o wady, to pewnie model „Pro”, który niedawno Razer wypuścił, rozwiązuje braki recenzowanego modelu, ale… ten zbliża się już ceną do Applowego odpowiednika „Pro”, więc raczej podziękuję. Łatwo się w kategorii słuchawek true wireless pogubić, dlatego przed zakupem warto przemyśleć, na czym nam konkretnie zależy i dopiero kupować. A gdy do tego okazuje się, że jesteśmy wybredni, robi się niewspółmiernie drogo. Warto też pamiętać o stawianiu na marki, które ofertują pełne wsparcie. Pojawienie się słuchawek TWS sprawiło, że wypuszczają je dziesiątki firm, o których nie miałem wcześniej zielonego pojęcia. Recenzowane słuchawki nie są produktem, który byłby łatwą rekomendacją i trzeba mieć bardzo specyficzne oczekiwania, by się na niego zdecydować.

Obecnie najczęściej spotykana cena słuchawek Razer Hammerhead True Wireless to 399 zł.

PS Szybkie porównanie – dla osób które po prostu szukają słuchawek

Porównałem testowane słuchawki Razer z moimi nausznymi słuchawkami Boltune BT-BH011 (inny typ, wiem), ze starymi QCY T!/S1 (tylko jeden Xiao Ping pewnie wie, jak się do końca nazywają) oraz z najtańszymi słuchawkami przewodowymi za 40 zł, które oferuje JBL:

  • JBL T110 Pure Bass (40 zł): Bas jest, bez większej głębi i jest bardzo cicho. Muzyka jest – bez emocji. Nawet bez grama słuchu muzycznego wiesz, że mogłeś sięgnąć głębiej do kieszeni. Zalet nie ma, nie wysilajmy się. Trochę wstyd dla JBL, że coś takiego w ogóle oferuje. 4/10
  • QCY T1/QS1 (+/- 80 zł): To jedne z najtańszych „prawdziwie bezprzewodowych” słuchawek. Tu już lepiej z brzmieniem. Bas może niewiele lepszy, ale o wiele głośniejszy i słychać więcej niuansów w utworach. Wszystko jest mniej więcej zrównoważone. Słuchawki wystarczające – szczególnie dla kogoś, kto nie ma porównania z czymś lepszym. Brak zamykanego etui trochę irytuje, bateria bez rewelacji, tak samo jak złącze micro-USB. 6/10
  • Boltune BT-BH110 (+/- 300 zł): Słuchawki nauszne są mało wygodne dla okularników, a do tego w przypadku tego modelu zaświeca się dioda Bluetooth co jakiś czas. Jakby tego było mało na zielono włącza się dioda od ANC. Sama jakość dźwięku jest bardzo dobra i bogata – to łatwa rekomendacja ze względu na stosunek cena – jakość.
  • Razer Hammerhead True Wireless (399 zł) urzeka dźwiękiem z miejsca. Są to też najgłośniejsze słuchawki – głośniejsze nawet od nausznych Boltune przy tym samym poziomie głośności.  Wokal może się wydawać lekko przytłumiony, jeśli będą źle dopasowane, ale jest to odczuwalne jedynie w bezpośrednim porównaniu QCY lub Boltune. Bogate detale słuchać np. w utworze „Levitating” Dua Lipy – masa niuansów i wstawek pojawiających się w tle w ułamkach sekund, których nie uświadczyłem nawet w Boltune’ach w trybie ANC. I jedynie w tym trybie BT-BH110 mają podejście do Hammerheadów. Tu po prostu słychać jeszcze więcej. Chciałbym się do czegoś przyczepić i znów wytknąć brak ANC, ale ciężko znaleźć wady w samej jakości brzmienia produktu Razer.


Kompletnie zwariowany na punkcie smart. Jeśli tylko pojawi się coś nowego, to koniecznie musi to dostać w swoje ręce i przetestować. Lubi rozwiązania, które się sprawdzają, i nie znosi bezużytecznych gadżetów. Jego marzeniem jest zbudować najlepszy portal z obszaru smart w Polsce (a później na świecie i Marsie w 2025).

Polska grupa Smart Home by SmartMe

Polska grupa Xiaomi by SmartMe

Promocje SmartMe

Powiązane posty

Dodaj komentarz