Żyję cały czas na wysokich obrotach i ciągle brakuje mi czasu. Tak wygląda moje życie od wielu lat i momenty, kiedy faktycznie mogę się wyciszyć i uspokoić są rzadkie i bardzo doceniane. Dlatego, kiedy szperając w Vive Flow, natrafiłem na aplikację LO-FI, stwierdziłem: czemu nie? Skoro tak uwielbiam technologię, to może właśnie tam się odprężę! Albo wsiąknę całkowicie? Recenzuję LO-FI w VR!
Czym jest LO-FI? Szukałem odpowiedniego słowa i myślę, że najlepszym będzie chillout. Odprężenie, uspokojenie, wyciszenie. Te wszystkie słowa opisują LO-FI, czyli odcięcie się od tego, co jest tu i teraz, a „włączenie” trybu wyciszenie i odpoczynek. W świecie, w którym gonimy każdą godzinę, a czas odmierzamy nie w dniach, ale sekundach, warto jest czasem usiąść, odpocząć i zrelaksować się.
LO-FI w VR w Viveport
Aplikacja LO-FI w Viveport kosztuje ponad 32 zł. Znajdziemy ją na głównym ekranie albo wśród aplikacji Viveport. Moim zdaniem taka cena jest mocno przesadzona i tyle bym na nią nie wydał, ale dzięki subskrypcji Inifity (więcej o niej piszę przy okazji recenzji Underworld Overlord) jest za darmo.
Aplikacja pozwala nam przenieść się w spokojne miejsce, w którym gra chilloutowa muzyka pozwalająca się odprężyć. To trochę podobne do sytuacji, gdy mocno pada deszcz, a my patrzymy na niego przez okno, sącząc kakao bądź herbatę, wiedząc, że jutro jest sobota, nie mając żadnych planów i nie spiesząc się nigdzie 😉
Aplikacja LO-FI ma jednak jedynie trzy miejsca, do których możemy się przenieść: kawiarnię, sypialnię i domek na rajskiej wyspie. Opiszę je wszystkie w kolejnych akapitach, a później skomentuję, co sądzę o takim sposobie odpoczynku i czy jest to naprawdę odpoczynek, czy raczej zagrożenie.
Cafe LO-FI
Pierwszym miejscem, które wybrałem, była kawiarnia i – uwaga, spoiler alert – jest to moje ulubione miejsce. Kawiarnia jest w wielkim mieście, w wieżowcu, na piętrze numer ileś tam, z którego można spoglądać na duże miasto nocą. Panuje w niej delikatny półmrok, rozświetlany LED-ami. Można w niej przesiadywać w dwóch miejscach (przeklikujemy się za pomocą telefonu). Za każdym razem ma się przed sobą laptopa, trochę rozrzuconych kartek i telefon, a w tle słychać muzyczkę.
Praca w kawiarni jest jedną z moich ulubionych. Do dzisiaj pamiętam, jak udało mi się kiedyś w Warszawie, niedaleko zamku, znaleźć niewielką kawiarnię, w której zatrzymał się czas. Cisza, spokój i dżdżysta pogoda za oknem. W takich warunkach potrafię się najbardziej wyciszyć i w takich sesjach pracy wpada mi milion pomysłów do głowy.
Ta kawiarnia w VR przypomniała mi uczucie z tamtej kawiarni ze starego miasta, ale połączone z uczuciem ekscytacji w podróży, gdy trafiam do jakiegoś wielkiego miasta. Spokój i odprężenie. Mimo że widać, że jest to świat wirtualny, trochę bajkowy, to można się w nim zanurzyć. Mogę przyznać, że spędziłem tam trochę czasu. Ale byłem też ciekawy kolejnych sytuacji, więc ruszyłem dalej. Tym razem do sypialni…
Chilloutowa sypialnia
Sypialnia, do której trafiłem, była z jednej strony podobnie wyciszająca, ale też miałem z nią trochę problemów. Nie byłem bowiem w niej sam. W sypialni jest awatar dziewczyny, która siedzi przy komputerze, a przy jej boku siedzi kot. I tak jak kot jest w porządku, to avatar dziewczyny trochę mi przeszkadzał. Po pierwsze jest tak bardzo w stylu anime, że nie ma szans, żeby się zanurzyć w tym jak w normalnym świecie. Cały czas spoglądałem na tę avatarkę, która się poruszała. Po drugie zastanowiłem się: no okej, ale co wtedy, gdy wolałbym być sam? Albo ktoś wolałby tutaj chłopaka zamiast dziewczyny? Ten avatar moim zdaniem był zbędny.
Sypialnia jednak wywołała znowu wspomnienia. Zupełnie inne niż kawiarnia, bo szkolne – po lekcjach przesiadywaliśmy u znajomej ekipą całymi godzinami. Słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy albo po prostu milczeliśmy. Przez parę godzin. I znowu cisza za oknem, noc, ewentualnie deszcz, który się sączył. Podobne wrażenie buduje się w tym VR w sypialni. Takie typowe przesiadywanie. Jeśli za tym tęsknicie, możecie spróbować.
A jeśli zirytujecie się, że kot nie reaguje na laser, to spieszę z informacją. To jest kot stworzony na podstawie mojego zwierzęcia. Mój kot jest najbardziej leniwym kotem na świecie, który zawsze patrzy z lekką pogardą na każdą próbę zachęty do zabawy. Ten ma tak samo. To było realistyczne.
LO-FI na plaży na Bali?
Ostatnim miejscem, do którego trafiłem, był mały, drewniany domek na plaży. W środku łóżko, na którym znowu znajduje się avatarka (inna, ale nie będę się powtarzać). Możemy przebywać albo w chatce, albo przenieść się na krzesełko z widokiem na ocean. Temu miejscu mi teraz najbliżej, bo znowu pobudza skojarzenia, ale te niedawne, bo podróżnicze.
Dwa tygodnie urlopu, ciepło, spokój, szum fal. I oczywiście ponownie relaksująca muzyka. Kot (może ten sam) buja się na hamaku, a ja odprężam się na moim rozklekotanym krzesełku. Zawsze w trakcie podróży potrzebny jest taki dzień. Nawet jeśli chcemy zwiedzić cały kraj i mamy niesamowicie napięty plan. Ja w tym roku miałem takie miejsce na wyspach Gili Gili w Indonezji i stwierdzam, że Vive udało się skopiować ten klimat.
LO-FI w VR to zbawienie czy zagrożenie? A może żadne z nich?
I różowo, i niekoniecznie różowo… Odprężanie się w VR będzie ciekawym zjawiskiem. Podobny temat poruszałem przy temacie ASMR, a dzisiaj spędziłem popołudnie w LO-FI. Z jednej strony wiem, że jest to sztuczne środowisko i nie jest prawdziwe. Ale uruchamia wspomnienia i w połączeniu z nimi może mieć wielką moc, żeby przytrzymać człowieka. Dlatego na chwilę jest to dobre rozwiązanie, ale trzeba uważać, żeby tam nie zostać na dużo dłużej…
Aplikacja na Flow sama w sobie jest ciekawa, ale nie bez wad. Trzy miejsca to mało, chciałbym poznać ich więcej. Za 30 zł nigdy bym ich nie kupił, ale mając jako jedną z aplikacji w Inifity, jest ok. Sam VR po kilku godzinach na oczach męczy. Czułem się zmęczony, bo jeśli mówimy o odprężaniu się bez niebieskiego światła, to mając wyświetlacz wokół siebie, ciężko odpoczywać. Ale czy kiedyś to VR zmieni? Moim zdaniem na pewno! A Wy jakie macie zdanie na temat takich rozwiązań?