Producenci zaczynają się integrować, a świat zamkniętych ekosystemów przechodzi w świat, w którym urządzenia ze sobą rozmawiają. I to jest cudowne! Przykładem takiej integracji jest niedawno ogłoszona integracja ekosystemu Yale z Philips Hue. W moim smart domu oznacza to, że zamek zacznie rozmawiać z żarówkami.
Ekosystem Yale w głównej mierze (dla mnie) opiera się na bezpieczeństwie. Posiadam zestaw składający się z inteligentnego zamka, bramki internetowej oraz klawiatury. Philips Hue to oczywiście oświetlenie najwyższej jakości. Ja akurat miałem okazję przetestować integrację Yale oraz Philips Hue z wykorzystaniem zestawu startowego z dwiema żarówkami E27.
Integracja Yale oraz Philips Hue – jak to działa?
Integracja wbrew pozorom wcale nie jest wybitnie skomplikowana. Musimy wejść do aplikacji Yale (to ona wymusza integrację) i tam włączyć opcję podłączenia do Philips Hue. Później musimy się uwierzytelnić w Philips Hue naszym kontem, a następnie przejść do aplikacji Philips Hue, aby dokończyć proces. W efekcie będziemy mogli sterować urządzeniami Philips Hue za pomocą naszego zamka oraz klawiatury.
To, o czym warto pamiętać, to stworzenie w pierwszej kolejności konta Philips Hue i skonfigurowanie bramki. Ja próbowałem integrować się z nie w pełni skonfigurowana bramką, co generowało problemy, które można było prosto ominąć. Teraz problemu już na szczęście nie ma.
Po co takie sterowanie?
Producent sugeruje trzy przypadki użycia, które mają sporo sensu. Po pierwsze, gdy będziemy wchodzić do domu, wtedy od razu zapalą się światła w pomieszczeniu, do którego wchodzimy. Jest to wygodne rozwiązanie, sprawiające, że czujemy, że nasz dom jest prawdziwie inteligentny. Możemy oczywiście uzyskać podobny efekt za pomocą automatyzacji w ekosystemie (np. HomeKit), ale tutaj mamy to niejako w gratisie.
Drugim sposobem wykorzystania jest wyjście z domu i zablokowanie drzwi. Gdy to zrobimy, wtedy wszystkie światła zgasną, a my nie będziemy musieli myśleć, czy nie zapomnieliśmy wyłączyć któregoś z nich. Posiadam już podobne automatyzacje, ale zdarzało się, że nie zadziałały. W przypadku integracji Yale oraz Philips Hue nie ma tego problemu.
Ostatni przykład to podanie kodu do klawiatury Yale gościom, którzy wejdą do mieszkania pod naszą nieobecność. Możemy ustawić, aby wtedy światła włączyły się na pełną moc i oświetliły im drogę. To kolejny dobry pomysł, ograniczający poszukiwania przełącznika. Poza tym działa też w ten sposób, że gdy goście wyjdą, wtedy wszystko się wyłączy.
Yale oraz Philips Hue po prostu działają
Testowaliśmy integrację za pomocą lampki z wkręconą żarówką Philips Hue. Wszystkie automatyzację wykonywały się błyskawicznie. Zatem poza oczywistymi zaletami, opisanymi powyżej, mamy jeszcze jedną. Kupując dwa sprzęty, nie potrzebujemy bramki, jak np. Apple TV, żeby je połączyć. Urządzenia rozmawiają ze sobą samodzielnie.
Mamy zatem możliwość zaprezentowania rozwiązań smart home osobom, które niekoniecznie spodziewały się, że ich zamek porozmawia z żarówkami. Mamy także realną korzyść, jeśli ktoś niczego więcej nie potrzebuje. Apple TV w takim wypadku jest zbędnym wydatkiem. I to wcale nie tanim.
Mnie ta integracja bardzo się podoba. Nie jest specjalnie zaawansowana, ale odpowiada na pewne potrzeby. Myślę, że wiele osób się z tego ucieszy. Był to dobry ruch zarówno z perspektywy Yale, jak i Philips Hue.