Oto ona! Długo wyczekiwana, prawie ciepła ( 😉 ) wiosna! Za oknem słońce, prawie bezchmurne niebo i solidne, wiosenne 4 stopnie 😉 Ale niska temperatura nie przestraszy i wraz z ostatnimi roztopami czas wrócić do sportu! A jak sport to i smart gadżety 😀
W dzisiejszych czasach ilość smart gadżetów, które możemy nałożyć na rękę jest ogromna. Ma to swoje zarówno zalety jak i wady. Z jednej strony każdy może mieć dobry sprzęt, który mierzy wszystko za niską cenę. Z drugiej strony, człowiek cały czas chce coś więcej i jak ja mam sam siebie przekonać, żeby wydać 5 tyś. zł na zegarek?! (Apple Watch Ultra – boski, ale diabelnie drogi).
Smartband na początek zawsze dobrym pomysłem
Kiedyś miałem smart band Mi Band 2 i mi w zupełności wystarczał. Później jednak chciałem mieć smart Watch’a i kupiłem sobie Apple Watch. Teraz, gdy mam jego kolejną generację to chciałbym mieć Apple Watch Ultra. Apetyt rośnie wraz z jedzeniem? Jak najbardziej, tylko dlaczego.
Dobrym początkiem zawsze jest smartband. Smartband jest tani, a już daje nam bardzo dużo funkcji związanych z fitness i idealnie nada się do biegania, marszu, czy na rower. Mamy w nim wszystkie podstawowe treningi, dzięki czemu będziemy znali trasę, którą pokonaliśmy, ilość spalonych kalorii i na bieżąco będziemy w stanie monitorować swoje tętno. Dzisiejsze smartbandy nawet idą dalej i zaczynają oferować coraz większe wyświetlacze, które pozwolą nam na odczytanie wiadomości, słuchanie muzyki, czy zobaczenie powiadomień. Jeśli zatem planujemy zacząć się ruszać na wiosnę, a nie mamy jeszcze żadnego urządzenia to smartband jest dobry na początek.
Smartband czy Smartwatch?
Z czasem jednak smartband może przestać nam wystarczać. Duża ilość osób z nim zostaje, ale są tacy maruderzy jak ja którym przeszkadza za mały wyświetlacz, chcieliby więcej aplikacji i funkcji. Smartwatch dodaje funkcje dzwonienia, płacenia zegarkiem w sklepach (niektóre opaski też już to mają, ale nie tak powszechnie jak zegarki), czy większą ilość treningów.
Większy wyświetlacz i większa moc obliczeniowa to również większa ilość danych z samych treningów. Na smartwatchu sprawdzimy sobie średnie tempo, zobaczymy trasę, którą biegniemy, możemy również dostawać wskazówki jeśli ustalimy sobie trasę wcześniej. Smartwatche mają także większe możliwości rozbudowy ekranów startowych w taki sposób, aby pokazywały sporo informacji. Ja na swoim zegarku widzę godzinę, datę, ilość spalonych kalorii, ilość godzin na nogach, ilośc minut treningu w danym dniu, temperaturę na najbliższe 5 godzin (oraz skrajne z dnia), czas do snu, szybki dostęp do rozpoczęcia treningu oraz skrót do mojego inteligentnego domu. A to wszystko na głównym ekranie! Ze smartwatcha mogę też sterować moim inteligentnym domem, podglądać obraz z kamer. Mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo rzeczy!
A cena? No to zależy! Możemy kupić smartwatch w cenie smartbanda (wtedy mają podobne funkcje, albo smartwatch będzie słabszy). Możemy kupić go za tysiąc złotych, dwa albo trzy. Ceny tu się bardzo wachają i dużo zależy od samego producenta.
No to po co komu ultrawatch?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przy smart gadżetach to się naprawdę sprawdza. Jeśli bowiem zdecydujecie się iść dalej, trenować więcej, ciężej i w bardziej nieprzystępnych warunkach – zaczynają się pojawiać problemy. Nic bardziej nie irytuje niż rozładowany zegarek, kiedy jesteśmy w trakcie dyszki, półmaratonu albo stricte maratonu.
Albo, gdy się wspinamy na skałkach, jeden zły ruch ręką i rysa na zegarku zostaje z nami na zawsze. Czasem też potrzebujemy większej ilości danych, bądź znacznie bardziej szczegółowych danych. Nie chcę wiedzieć ile mniej więcej czasu zabrał mój bieg. Chcę znać dokładne wartości!
W takim wypadku przydadzą się ultrawatche (według nomenklatury Apple), albo zwykłe smartwatche (według nomenklatury Garmina 😉 ). Ogółem, urządzenia już zdecydowanie bardziej topowe, które są bardziej wytrzymałe, mają większą baterię i znacznie więcej funkcji. Podają wszystkie kluczowe parametry tego jak działa nasz organizm, wytrzymują z nami całe godziny, albo i dni i możemy się z nimi wywracać do woli 😉
Jaki minus? Po pierwsze, są mimo wszystko dość toporne. Apple Watch Ultra nie jest zegarkiem, który wziąłbym ze sobą na bankiet (gdyby mnie ktoś jeszcze łaskawie zaprosił), a po drugie kosztują tyle co dziesięć moich pierwszych samochodów (Renault Laguna rocznik 1997 – polecam). Garmin się ceni, Apple się ceni. Ale jeśli chcecie zacząć myśleć o sporcie poważnie to trzeba jednak wydać trochę więcej.
A ja? Ja jestem na etapie drugim, powoli próbując przekonać siebie, swoją rodzinę i sąsiadów, że powinienem przejść na etap trzeci. Mam też jasny plan, które realizuję, żeby to zrobić. Tylko ciągle tych sześciu liczb człowiek nie potrafi ustrzelić 😉
Źródło: Materiał przygotowany wspólnie z Euro RTV AGD