Yogyakarta to kulturalna stolica Indonezji, w której miałem okazję spędzić w tym roku kilka dni. To miejsce natchnęło mnie do dzisiejszego felieton, w którym wrócę do przeszłości i wyjaśnię, co ma Indonezja do Lewandowskiego.
Godzina 23:00, hostel w środku Yogyakarty. Małe, urocze miejsce z minibarem i minibasenem po środku, przy którym wisi hamak, na którym spędziłem wcześniej kilka minut. Gdy szedłem się kąpać (bo na drugi dzień znowu pobudka o 4 nad ranem – swoją drogą spaliśmy tuż obok meczetu i zaufajcie mi, żaden budzik nie obudzi Was tak ja nawołujący Imam), nagle usłyszałem donośne „Lewandowski GOOOOOOOOL”. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, o co biega. Zobaczyłem dość wysłużone PS4 i odpaloną na telewizorze FIFĘ. Właściciel hostelu, Indonezyjczyk właśnie cieszył się, bo wbił gola jednemu z gości – Holendrowi. Oczywiście Lewandowskim – naszym towarem eksportowym.
Gdy spojrzał się na mnie, to spytał się, czy Lewandowski jest moim kolegą. Stwierdziłem, że chciałbym, ale jeszcze niestety nie 😉 I zastanowiłem się, kto jeszcze uruchamia FIFA 23 PS4? Na końcu świata, w dżungli azjatyckiego miasta usłyszeć „Lewandowski” jest miło. Nawet jeśli sam nie grałem w FIFĘ od lat, to wspomnienia odżyły. Moje dzieciństwo? FIFA na wsi 😉
Do mojego serca o wiele bardziej trafiłaby Fifa 23 PC. To właśnie na „pececie” starszy kuzyn ogrywał całą dzieciarnię. Ustawialiśmy się w kolejce, żeby dostać od niego baty… Ale wtedy jeszcze nie było Lewego, tylko Ronaldinho, a Zidane nie dyrygował, tylko sam biegał po boisku.
Wtedy granie w FIFĘ było proste. Człowiek walił w większość klawiszy na klawiaturze i krzyczał. Prawdopodobieństwo strzelenia bramki przeciwnikowi albo samemu sobie wynosiło równe 50%. Ale to szczęście po strzeleniu gola było nie do przeceniania.
Wtedy grało się w FIFĘ prawie cztery razy lepszą niż dzisiaj, bo FIFĘ ’98 😉 Rozróżnić zawodników było nie sposób, a skopiowane tysiące razy płaskie ludziki na trybunach były najradośniejszym tłumem na świecie. Magia wspomnień – z perspektywy prawie 25 lat (o matko…) wszystko, co z tym związane, wydaje się idealne. Ale nie odpalę sobie screenów z Fify 98, żeby nie popsuć tego wrażenia.
A czy Ty dzisiaj grasz w FIFĘ?
W ciągu ostatnich dwóch, trzech, piętnastu lat ciągle słyszę to samo – FIFA się kończy. Nie ma różnicy pomiędzy kolejnymi wersjami. Nikt w to już nie gra. I mimo że sam naprawdę mało grałem w tę grę, to ma ona pewne wyjątkowe miejsce w sercu. Sprawia, że człowiek się cieszy – tak szczerze i po prostu. Bez względu na to, czy uda mu się wkopać gola Lewandowskim w indonezyjskiej miastowe dżungli, czy z perspektywy Indonezyjczyka gdzieś na końcu świata – w polskiej wsi lat 90.
Kto wie, może kupię sobie jeszcze FIFĘ. Może będzie to FIFA na PS5, a może Fifa 23 Xbox One. Boję się, że te wspomnienia nie wrócą i nie będę tak szczęśliwy jak wtedy. Ale chyba warto spróbować i usłyszeć jeszcze raz radosne: „Lewandowski GOOOOOOL”.
A Wy jakie macie wspomnienia z Fifą?