Na początek chciałbym się do czegoś przyznać. Naprawdę lubię markę Tronsmart. Wiem, to może zły początek recenzji, ale najnowszy głośnik przenośny Tronsmart T7 od wejścia robi świetnie wrażenie. A jak sprawuje się dalej? Sprawdźmy.
Zapewne moje spojrzenie na Tronsmart jest zakłócone przez:
a) dobry stosunek cena – jakość,
b) to, że za pośrednictwem ich sprzętu posłuchałem masę świetnej muzyki,
c) nie produkują smartfonów… 😉
Tronsmart specjalizuje się w urządzeniach audio, głównie słuchawkach typu true wireless, ale i głośnikach o rożnym przeznaczeniu. Testowałem w tym roku już model Splash 1, który nie bez wad, ale zauroczył mnie jakością, dobrą ceną i dźwiękiem w swojej klasie. Dlatego zapraszam także do tamtej recenzji.
Widok po otwarciu pudełka
Zawartość pudełka
Zacznijmy od pudełka, w którym otrzymujemy głośnik. Jest dość pokaźne, bo i głośnik jest sporych rozmiarów. Dalej zachowano wyróżnik Tronsmart, czyli pudło częściowo pomalowane na neonowy fioletowo-niebieski kolor. Informacji na pudełku jest dużo i wolałbym nieco bardziej „ascetyczne” opakowanie. Oprócz samego głośnika i instrukcji w pudełku znajdziemy krótki kabel USB-C do ładowania. Zabrakło kabla AUX, więc przewodowo źródła dźwięku T7 nie podamy. Producent w zestawie wymienia też gwarancję i kartę o SoundPulse, sztucznie podkręcając nieco rzeczywistą zawartość. Ech, marketing.
Budowa
Tronsmart T7 jest eleganckim czarnym cylindrem. Jest wykonany z estetycznego, ale i wytrzymałego tworzywa znanego z innych modeli.. Wymiary to 6 x 6 x 13 cm, a waga to 870 g. Sprzęt nie jest ani lekki, ani mały, ale jest to design rozpoznawalny, bo kształt walca to jeden z ulubionych wśród producentów takich głośników. Waga jest odczuwalna, tym bardziej, że jedynie dłoń koszykarza obejmuje głośnik w całości po podniesieniu. Dodatkowo format nawiązuje do poprzednika, którego model T7 jest znacznym udoskonaleniem. Od spodu głośnik jest lekko gumowany, dzięki czemu nie przewraca się przy mocnym basie. Jest to głośnik 360 stopni, więc przyciski funkcyjne są na wąskim pasku z tylu. U góry znajduje się mały pierścień z diodami LED niczym w gamingowej klawiaturze oraz pokrętło głośności z delikatnym, uzależniającym klikiem. Jakość stoi na bardzo wysokim poziomie. Odporność na zachlapania poparta jest certyfikatem IPX7.
Funkcje
Prócz przyjemnego pokrętła pierścień diod LED robi znacznie lepszą robotę niż w modelu Splash 1 i jego poszczególne tryby są bardzo efektowne. Niestety włączają się domyślnie po włączeniu głośnika i trzeba je intencjonalnie wyłączyć, jeśli zależy nam na dłuższej pracy na baterii. Diody kontrolujemy krótkim wciśnięciem przycisku Power. Po włączeniu funkcji SoundPulse – autorskiego rozwiązania Tronsmart podkręcającego jakość dźwięku – ich kolor zmienia się na zielony. W zestawie jest zawieszka, która w przeciwieństwie do Splash 1 na szczęście nie jest doczepiona na stałe. Oprócz złącza ładowania mamy jeszcze możliwość puszczania muzyki z karty pamięci. Złącze micro SD jest obok USB-C ukryte za gumową osłoną. Nie miałem okazji przetestować go w parze z bliźniakiem, ale tak, jest możliwość sparowania dwóch sztuk T7 i jeszcze podkręcenia doznań muzycznych.
Głośniki plenerowe
Zastosowanie podobnej klasy sprzętów to bardziej sytuacje wakacyjne i piknikowe. Są oczywiście tacy, którzy lubią uszczęśliwiać swoją muzyką w miejscach publicznych. Jako, że wychodzimy „do ludzi” z takim sprzętem, więc równie ważny co dźwięk, jest wytrzymałość i wygląd. Tutaj Tronsmart T7 nie ma sobie nic do zarzucenia. Problemem mogą być jedynie wspomniane gabaryty i waga. W plecaku trochę miejsca zajmie.
Bateria
Producent deklaruje czas pracy „do 12 godzin”. Faktycznie przy włączonych diodach LED w standardzie i aktywną funkcją SoundPulse oraz wysoką głośnością czas ten maleje nawet o połowę. Jest to „zasługa” bardzo małej baterii – jedynie 2000 mAh. Ta decyzja inżynierów jest dla mnie niezrozumiała. Wiem, że głośniki są duże, ale dla porównania nawet taki iPhone 13 mini ma baterię 2439 mAh. Zmieściła się… Uzasadnienie zatem to bardziej chęć utrzymania niskiej ceny. Jeśli komuś zależy na długim czasie pracy (i kompaktowych wymiarach) bardziej niż na wyśmienitym dźwięku wspomniany, Tronsmart Splash 1 jest lepszym wyborem. Sprawy nie ułatwia też ładowanie, które trwa nawet do 3 godzin. W domowych scenariuszach, gdy kabel jest zawsze niedaleko, a głośnik przenosi się najwyżej z pokoju do pokoju, to niewielki problem. Inna sprawa w czasie dłuższego wypadu.
Dźwięk z zaskoczenia
Nagrodą za niektóre niedogodności jest dźwięk. Tutaj Tronsmart nie oszczędzał i otrzymujemy brzmienie najwyższej klasy na tej półce cenowej. Są tu głębokie basy, szeroka scena. Zadziwia poziom głośności przy mocy 30W. Głośnik lekko wibruje na powierzchni, na której stoi, a przetwornik niskotonowy bije w dół pomiędzy gumowymi nóżkami T7-ki. W przypadku małego Splash 1 jakość dźwięku była średnia bez włączonej funkcji SoundPulse. Tutaj jest domyślnie wyłączona i wcale jej nie brakuje. Różnice po włączeniu SP są niewielkie, a głośnik zawsze brzmi fantastycznie. Mógłbym się długo rozpływać nad jakością dźwięku, tym bardziej, że nie zmienia się ona, gdy zmienia się miejsce, z którego słuchamy np. muzyki.
Podsumowanie
Model T7 nie jest samotną wyspą, ale w jego „wadze” cenowej, czyli ok. 250 zł, wybór produktów od innych producentów jest mizerny (Manta, Forever i inne atrakcje), a i czas pracy, na który tu narzekam, jeszcze gorszy. Głośnik jest także znacznie lepszy niż poprzednik i wyprzedza konkurencję, wiec trudno się dziwić, że gdzieś inżynierzy powiedzieli „stop”. Szczerze polecam głośnik Tronsmart T7 i ciekaw jestem, co „wyczaruje” chiński producent w następnej odsłonie – T8 lub czy możesz szykuje T7 Max? To by było dopiero coś.
Specyfikacja:
-
- Wersja Bluetooth: 5.3
- Moc: 2 x 15 W
- Zasięg: do 18 m
- Pojemność akumulatora: 2000 mAh
- Czas ładowania: 3 godziny
- Czas pracy: do 12 godzin (wyłączone światła LED), do 4 godzin (włączone światła LED)
- Złącza: USB-C do ładowania, czytnik kart TF (microSD)
- Certyfikaty: FCC, CE, Rohs
- Wymiary: 116 mm x 261 mm
- Waga: 870g