Od dłuższego czasu na SmartMe głównym felietonistą jest Paweł, ale dzisiaj postanowiłem się podzielić swoimi przemyśleniami. Zachęcił mnie do nich Max, czyli sztuczna inteligencja Orange. Max jest dla mnie trochę znakiem czasów, które nazwałbym okresem przejściowym.
Uwielbiam technologię i uwielbiam sztuczną inteligencję. Nadal jednak jest ona niestety bardziej sztuczna niż inteligencja. Za każdym razem, gdy muszę z nią rozmawiać, włącza się we mnie wewnętrzny nerw. Wiem bowiem, że zaraz stracę kilka dobrych minut życia.
Witam, tu Ewa Kowalska i dzwonię z pytaniem, czy jest Pan mieszkańcem powiatu nowosądeckiego?
Zacznijmy od automatów, które nas próbują wkręcić w cokolwiek. Tzw. marketing bezpośredni. Dzwonią do nas z ofertą darmowych badań, leczniczych garnków, czy fotowoltaiki do mieszkania. Taka forma marketingu zawsze była, jest i będzie. Będzie, bo jest w jakimś stopniu kluczowa.
W przeszłości jednak dzwonili do nas ludzie, informujący nas o tym, że właśnie wygraliśmy talon na zestaw super papci. Musimy tylko się pojawić w czwartek (zawsze ten czwartek) na ulicy Franciszkańskiej w Zabrzu. Teraz to się jednak zmieniło, bo wyszło taniej, żeby dzwoniła do nas sztuczna inteligencja.
Sztuczna inteligencja zawsze jest uprzejma i wita nas dziarskim „Dzień dobry!”. Raz miałem sytuację, gdy się zapętliła i powtarzała w kółko: „Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry”. Jak dlla mnie, motyw idealny do Matrixa.
Sztuczna inteligencja jest bardzo zbliżona do zwykłej osoby, duża część osób nawet się nie zorientuje, że rozmawia z robotem. Jeśli będziemy chcieli ją spławić, dopyta dlaczego. Ma zaprogramowanych wiele ścieżek i musimy się albo rozłączyć, albo zadać jej bardzo nietypowe pytanie, np. kto ostatnio wygrał w programie „Jeden z dziesięciu”.
Do czego to doprowadziło? Do masy spamowych telefonów. Musiałem zainstalować aplikacje antyspamowe, a i tak co jakiś czas ktoś się przebija z super ofertą fotowoltaiki na dom, jeśli tylko jestem mieszkańcem Bierunia. Nigdy nawet w okolicy miejsca, z którego jestem, nie trafili…
Sztuczna inteligencja nigdy się nie męczy, nawet jeśli wykona telefon do 50 tysięcy ludzi. Dzięki temu zasięg marketingu jest znacznie szerszy, ale w efekcie, gdy ktoś do mnie dzwoni i mówi dziarskie „Dzień dobry”, ja od razu się rozłączam.
Asystenci. Chcę Ci pomóc, tylko mi nie wyszło
Drugą grupą są dla mnie wszelkiej maści asystenci, do której wrzuciłem między innymi Maxa. Max zawsze chce mi pomóc, ale finalnie i tak kończy się na tym, że próbuję przebić się do konsultanta. Gdy Max sprawdza internet – u niego działa. Gdy Max robi testy usług – coś poszło nie tak i musi mnie skonsultować z pracownikiem Orange.
Podobne wrażenie miałem z asystentką AliExpress, z którą za każdym razem walczę, żeby mnie skontaktowała z konsultantem. W międzyczasie muszę tylko 50 razy dostać aktualny status mojej wysyłki i 5 razy regulamin.
Na dzień dzisiejszy Asystenci marnują mój czas. Nigdy nie udało mi się rozwiązać przez nich sprawy i zawsze, ale to zawsze, czekam na kontakt z człowiekiem. Nazywam to jednak okresem przejściowym. Sztuczna inteligencja się uczy i myślę, że za kilka lat z powodzeniem zastąpi człowieka. To się jednak nie stanie ani dziś, ani jutro.
Jeden krok w tył, żeby zrobić dwa kroki do przodu
Wolałbym, żeby asystenci byli mądrzejsi, ale jak to mówią – nie od razu Rzym zbudowano. Dojdziemy tam, ale małymi kroczkami. Więc dalej błahe sprawy będę rozwiązywał sam, a bardziej skomplikowane przy pomocy konsultanta, którego dzielnie będzie bronić sztuczna inteligencja.
Czekam tylko na dzień, aż będziemy mogli w końcu usunąć słowo „sztuczna”, a inteligencja stanie się w „prawdziwa”.